Zacznijmy od tego, ze rzadko jeżdżę w dłuższe trasy. Zazwyczaj robię dziennie kilkanaście kilometrów i tyle. Jednak w zeszłym tygodniu w trasie miałem dziwny i wkurzający przypadek. To już drugi raz, poprzednio też w trasie - to samo stało się pod koniec sierpnia zeszłego roku.
Chodzi o to, że w pewnym momencie znika nawiew tzn. klima działa (automatyczna dwustrefowa), wiatrak huczy a z nawiewów prawie nic nie dmucha. Jak zmieniam siłę nawiewu lub pozycję (nogi, szyba itd.) to słychać że normalnie jest reakcja układu ale nie dmucha z kratek. Przy dużej sile nawiewy słychać jakby to całe powietrze dmuchane przez wiatrak szło gdzieś jakby pod deskę, jakby w plastiki na wysokości łydek pasażera. Nie czuć jednak by np. z pod schowka dmuchało bardziej - to gdzieś jest blokowane choć to powietrze słychać tam bardzo wyraźnie.
Jestem prawie przekonany, że schemat był zawsze taki sam: Gorący dzień, ruszam i wszystko działa. Jadę 2-3 godziny i zatrzymuję się gdzieś np. by coś przekąsić. Wracam do auta, podkręcam wiatrak i ustawiam na środkowe nawiewy by schłodzić nagrzane auto i po chwili już jest powietrze w innym wymiarze a nie w moim aucie. Klnę na czym świat stoi, dzieciaki nie dają żyć, jestem pewien, że to najgorsza podróż w życiu. Dojeżdżam do celu, auto stoi ze 2-3 godziny. Wsiadam ponownie i wszystko działa jakby nigdy nic.
Tę samą trasę robiłem też zimą (choć nie było mrozu tylko parę stopni powyżej) i nie było problemów.
Klima jest na 100% ok, szczelna nabita itd.
Podpowiedzcie coś bo to nie tylko wkurzające ale i niebezpieczne. Jak teraz jechałem to wpadłem w burzę. Gorąco, parno i leje strasznie. jak zamknę szyby to po chwili nie widzę nic (5 osób w aucie) jak otworzę to leją się wiadra wody do auta. Dramat.
Może ktoś przerabiał już taki przypadek?